Nadar Vlkan

Nadar Vlkan

Wijowe bajdurzenia

Liście opadły, trawa pożółkła… i zaczyna padać deszcz… Och, jak stary Wij nie znosi deszczu! Błoto, błoto, błoto…
Dość już mi tego wędrowania… nigdy przerwy!… ileż można?! Do stu piorunów! Do czterech wiatrów! Do… do… do… E… na wszystkich starych bogów! I jeszcze na mnie! Liście opadły, trawa pożółkła… i zaczyna padać deszcz… Och, jak stary Wij nie znosi deszczu! Błoto, błoto, błoto… i chodzić się nie da, na nos kapie… mógłbym od Mojmira wziąć ze sobą to płótno na patyku, co to je sam niekapnikiem nazwałem… ale taszczyć ze sobą jeszcze to… tu kij, tu tobołek… a wiecznie mnie ten los ciągnie gdzieś za nos… albo ten mój nos wywęszy, gdzie ten los na mnie czeka… i tak w koło Swaroga, i w koło Swaroga… wiosna, lato, jesień, zima… wiosna, lato, jesień, zima… i tak od wieków, przez wieki i po wieki… czasem myślę, że gdybym kiedyś poszedł na zasłużony odpoczynek, co się nigdy Wijowi nie zdarzy, to chciałbym zostać strachem na wróble… w sumie nie musiałbym się nawet uczyć jakichś nowych umiejętności… Co kraczesz, kruczysko przebrzydłe? No, tak, tak. W Nawii nie potrzebują strachów… ale któż rzekł, że ja do Nawii kiedy pójdę? Raz, że mię Weles tam nigdy nie wpuści… bo nam jakoś nie było po drodze ni razu… choć nie powiem, piwa się z nim czasem napiłem, ale nie pałam do niego nadmierną sympatią… on do mnie tym bardziej… a dwa… czy kto kiedy widział, słyszał, coby stróż tego całego kołowrotu mógł się kiedy wybrać na zasłużony odpoczynek? Tak, tak, narzekam ci ja, bom stary, a stary, bom leciwy, a leciwy, bo już sam nie pamiętam, kiedym się urodził… Tak, kruczy przyjacielu, towarzyszu wędrówki, co mię wiecznie drażnisz tym swoim mędrkowaniem, listopad też ma swoje… dobre strony. Cisza i pustka na drogach… rzadziej wiatr jaki zawieje… spokój wokoło, a w chatach i chatynkach ogień, zapach chleba… a i ludziska częściej o starym Wiju pamiętają, wspominają mnie i bajania o mnie snują… o tym, jak lasy przemierzam, jak ich chronię lub im zrządzenia losu przynoszę… dla Wija jesień też ma dobre strony… na to pójdźmy jeszcze do karczmy, a potem w drogę… dalej… w koło Swaroga…

Podziel się

Facebook
Posłuchaj innych opowieści