Gdy wyjdziesz z osady, przez wielką bramę i wzdłuż palisady pójdziesz, wzdłuż lasku brzozowego, odkryjesz ścieżynkę, co za stanowiskiem drwali w głębiny lasu prowadzi. Nie dalej jak pięćset kroków wąską dróżką przejdziesz, a między dębami chatę z gałęzi i sitowia zmajstrowaną zobaczysz… a przed nią, jeśli szczęście masz, zastaniesz sędziwego wija, co lulkową fajkę pyka i o kij wsparty, rozmyśla…

– Rany, lulek! Niech mnie Perun trzaśnie! Niech mnie los w nos kopnie! Do chrzanu niech idzie ten dziad gromowładny z pogodą. Staremu Wijowi nie w smak ni deszcz ni słońce nadmierne. O, witajże, Przybyszu! Co Cię do mnie sprowadza? Starego Wija chcesz wysłuchać utyskiwań i opowieści… siądnijże na tym pniaku obok i porozmyślaj ze mną. Ja to Ci mogę opowiedzieć i o podróżach, i o bogach, co przywar mają dostatek… no zalet też mają jakich… O, Dola, piękna ma przyjaciółka, mądra, choć zdradliwa… Perun zawsze rację chce mieć i ze wszystkimi w jakim sporze bywa… raz dłużej, raz krócej… Ale mądry, bo piękne orły i sokoły ma na swych usługach. A Weles? Z Welesem to ja jeno dobrze w kości grać poradzę, bo to lis cwany, choć w skórze niedźwiedzia zwykł się ukrywać. Od niego żem to tu kruczysko w podarku dostał, więcej to z tym ptaszyskiem problemów niźli pożytku… Gdym wolny, wszystkie obowiązki pokończone, to lubię wracać do tej mojej chatynki leśnej, odpocząć od krain dalekich… na los przeklinać… własny, bo cudzy jak kieszeń własną, dziurawą od wieków, znam… Chciałbyś się, co o losie ode mnie wywiedzieć? A może o tym, co w dalekich osadach? Co za górami na południu i na wschodzie… co za morzem dalekim i zimnym… wszak ja wszędzie był, wszystkie drogi przeszedł… wszędzie buty zdarł na kamieniach, utopił je w błocie… Siadaj, druhu, i posłuchaj… o tym, co Stary Wij widział i o tym, czego nie widział… choć, że czegoś nie widział, wątpliwym jest… ale na bogi wszelkie, być tak też może….

Chata starego Wija