Nadar Vlkan

Nadar Vlkan

O tym jak stary Wij dzika w lesie spotkał

Postanowił więc Weles, któremu Wij często szyki psuje, zastawić na leciwego wędrowca pułapkę. Postanowił więc z nim zagrać…
Dawno, dawno temu, kędy Wij nie był jeszcze tak leciwy, a jego broda nie była tak długa, późną jesienią przechadzał się w pewnym gęstym dębowym lesie. Los ciągnął go do odległej krainy, aby tam inne ważne opowieści się zadziały.
Jak wiecie, dziatki, Wij z mało kim dobrze żyje, jeno rodzanice i siostry Dola z Niedolą są mu przychylne. Swaróg sam go na posyłki gania to tu, to tam, a do innych bogów to Wij raczej zaufania nie ma, ani oni do niego. A czemuż to? – pytacie… A bo bogi same nie widzą, czy Wij ma nad nimi jaką władzę, czy nie ma.
Postanowił więc Weles, któremu Wij często szyki psuje, zastawić na leciwego wędrowca pułapkę. Jako że wiedział, że Wij to stary szelma, gagatek… i czym jak czym, ale odrobiną gry w kości nie pogardzi… postanowił więc z nim zagrać… i na szali postawić własny los. Jednak i Weles był cwany… i w swojej prawdziwej postaci za nic Wijowi, by się nie ukazał. Postanowił więc zamienić się w dzika. Co jak co… ale z dzikiem, jak długo Wij po ziemskim padole chodzi, to w kości jeszcze nie grał.
Zagrodził więc dzik drogę Wijowi. „Witajże, stary Wiju… cały las szumi o tym, żeś tutaj przybył.” „Przybył, szumnie powiedziane… ja tak chodzę i chodzę, wędruję i się szwendam. Jesień już późna, to ja, jak to ja… wolę po lesisku chodzić, o… kałuży nie ma. Teren nie taki podmokły… no i buty nie przemakają… Gdzie ja mam głowę… przywitać się zapomniałem. Starość, dziku, starość…” „Nie gniewam się, drogi starcze. Słyszałem, że władzę nad losem masz…” „Eee, ja wiem? Władzę? To los mną rządzi i robię, co mi każe…” „Chciałbym się więc na ten los zdać… i zagrać o własny z tobą w kości…” „Też mi coś… dzik o własny los chce grać!?” „Jak wygram, mój los wpada w moje ręce… Ty wygrasz, a przesądzisz, co się ze mną stanie…” „A niech mnie Perun trzaśnie! Niechże los rozsądzi!”
I tak grali dzień, dwa, trzy… miesiąc… rok… siedem lat długich. I żaden wygrać nie może… bo tak to już bywa, jak gra jeden przebiegły bóg z drugim równie cwanym. Aż w końcu sam Swaróg z Perunem uradzić musieli, jak tych dwóch niecnotów od gry odciągnąć… bo i świat na głowie powoli stawać zaczynał od tego ich szelmostwa. Perun więc rzecze: „Ja za nich kości rzucę i rozwiążę sprawę…” Jak powiedział, tak zrobił… jeno nie przewidział, że i on na los niczego poradzić nie zdoła. Przywołał więc nawet Strzyboga, by ten wiatrem którym kości obrócił, żeby grę zakończyć. Ale i jemu się nie udało.
Stary Wij od dawna widział, kto im się przygląda i że już chyba wszystkie bogi próbowały grę tę przerwać… „Rzucajże, dziku, ostatni raz… bo mnie w drogę pora. Zasiedziałem się i broda mi mchem już porosła!” Odpalił lulkowe ziele i zaśmiał się pod swoim długim nochalem, jak to miewał w zwyczaju. Zirytowany Weles cisnął kośćmi z całej siły, a te ułożyły się całkiem inaczej niż poprzednio. Wij jeno zgarnął je ręką, delikatnie wypuścił… „Wygrałeś, dziku… choć chciałbym cię już prawdziwym imieniem nazwać.” Dzik prychnął zadowolony, a następnie oburzył się nieco: „Jakimż imieniem?!” „Welesie, kompanie stary… czyżbyś nie wiedział, że stary Wij dobrze wie z kim do kości siada… Wygrałeś, bo i nie miałeś, czego przegrać. Twój los zawsze jest w twoich rękach… tak jak los każdego na ziemskim padole i w bogów świecie… nikt za ciebie decydować nie będzie. A mnie zawsze przychodzi otwierać przynajmniej dwie drogi… a którą pójdziesz… nie moja w tym rola i udział mój znikomy. I zawsze wiem, co się zdarzy, bo każdej drogi odnogę najmniejszą widzę nim się zadzieje… Bywaj więc zdrów i rządź mądrze własnym losem…” Dzik obruszył się jeszcze bardziej i w momencie zamienił się w Welesa przywdzianego w niedźwiedzią skórę. „Szelmo, Wiju, jeszcze się spotkamy…” „Nie raz… nie raz, przyjacielu!” Rzekł Wij, zarzucił kaptur na głowę i poszedł, zostawiając rozjuszonego Welesa pod starym dębem.
Od tego czasu Weles nie przepada za starym Wijem jeszcze bardziej… A teraz… do łóżek, dziatki!

Podziel się

Facebook
zanurz się w innych pieśniach
Savitarium - Duchowe gody - Orlina Wiersz - 31.10.2021 4

Duchowe gody

„Duchowe gody” Zmarłym przodkom cześć oddajmy, do stołu ich zapraszajmy! Dziś duchowe idą gody, wystaw miód, chleba, jagody przed dom, co kraboszki chronią, zaś ogniska na rozstajach złu dostępu bronią. Nakarm duszę, co się błąka po świata padole, daj jej tego, co jej zbrakło i ugość przy stole. Nie bój się otworzyć drzwi tym, co z Nawii przyszli, w dom ci niosą wróżbę, co się zawsze ziści. Hałasu się strzeżcie i zostawcie w półmisach, co z wieczerzy ostatnie, duszom się przyda każdy jadła kęs, zbytek i ostatek, toć to dla nich wieczności lepszej zadatek. Nieśże ogień na smętarze, gdzie dusz opuszczone gromady w mrokach toną sobie ostawione. Nieś im jadło, napitku, pieśni i modlitwy, niech do Nawii ich wiodą ogniska i dobre wichry. Radujmy się dzisiaj, że zasiądziem znów wszyscy pod jedną strzechą, za jednym stołem i wzniesiem kielichy. [Orlina]

Zanurz się w pieśni ⇒