Długo biłam się z myślami… jak do Was wrócić, co napisać, jak od nowa zacząć. Tyle się podziało. Tyle się dzieje. Zawsze rodzi się pytanie o to, co powiedzieć i jak powiedzieć. Przychodzą momenty, gdy w naszym prywatnym życiu zadzieje się coś, co nagle odbiera nam mowę, chęć do dzielenia się czymkolwiek z kimkolwiek. I w życiu mieszkańców wirtualnej osady także się dzieją takie rzeczy, i w moim. I wtedy wszystko milknie. I tak trudno napisać cokolwiek, gdy samemu potrzebuje się promyka słońca. I ten nieśmiało z czasem się budzi. A potem znów… jak grom z jasnego nieba spada wieść, dzieje się coś, co budzi nagle we wszystkich skrajne uczucia i… znów trudno zebrać myśli i słowa. I wtedy nawet wiersz się nie rodzi. W głowie zostaje pustka, którą wypełnia chaos i cała gama uczuć, trudnych uczuć. I w tym chaosie dzień za dniem, aż przychodzi późny wieczór. Taki, jak ten dzisiaj. I w głowie zostaje tylko jedno słowo. Brat. A dalej wyłącznie jedno pytanie po głowie się błąka. Brat, czyli kto? Patrząc na praindyjski źródłosłów… to członek wspólnoty, z tej samej, wspólnej ziemi zrodzony, z tej samej krwi. Ten, co językiem naszym mówi, co tym samym tradycjom cześć oddaje. Nasz, swój. Ten, co stać winien za nami, a my za nim. Ten, co swą rękę podaje, gdy my już sił nie mamy. Ten, z którym złączeni jesteśmy więzami wspólnego istnienia… od wieków. I gdy braterska krew w ziemię wsiąka, to wszelkie bogi i duchy dawne płaczą. Gdy brat odwraca się od brata, to serce słowiańskiej ziemi pęka w bólu. Bogi zaś błogosławić będą temu, co rękę wyciągnie, co modlitwę wzniesie i dom swój otworzy. Pozostaje nam więc jeno czuwać i trwać przy braciach. I modlitwy wznieść za braci, za słowiańską krew, by serca rozgrzała, a nie zraszała dłużej już ziemi we łzach.
O tym, jak w kuflu miodu przyszłość można zobaczyć
Oj, Słowianie często wróżyli… a to pogodę znać chcieli, a to, czy bitwa będzie wygrana, a to, czy córkę za mąż wydają…