Tak, mój druhu… skrzypi mróz pod nogami. Nie ma co! Ale to i lepij… i lepij… można chodzić. Lepszy ci mróz niźli taka plucha, co to buty mokną i chodzić niesposobna… Mawiają, że jak taki przenikliwy mróz przychodzi, co do kości gryzie, to że… Nawia przyszła. Nie mam pojęcia, skąd się to ludziskom wzięło… Przecie w Nawii wcale nie zimno… no ale jak kto tam poszedł, to już nie wrócił, to i skąd mają wiedzieć, jakże tam jest… a że mnie o to nikt nie pyta, to ja też nic nie mówię… a może ludziska tak myślą, bo trup zimny, a może stąd… że im się zda, że duchy, co to przylatują na ziemię, to chłodem ciągną… a ja ci mówię, że nie ciągną… a i to że kruki, wrony dziobią w śniegu i dziobią, i nie lecą gdzie w dalekie kraje, to nie znaczy, że w Nawii zimno… bo wcale nie zimno. Tu jest zimno. Rad byłbym się więc w jakiej karczmie ogrzać… Marzanna przyszła, powiadasz. Przyszła, przyjacielu. Ale czy ona taka mroźna? A no nie wiem… Upiorna… no może odrobinę… urodziwa czy jest? A czy ja się znam na niewieściej urodzie? Jednemu się piękna wyda… to i pewnie zamarznie albo się roztopi, jak spróbuje pocałować jej usta, a innemu… szkaradna się zdawać będzie. I cóż ci mam powiedzieć? Znam ja tę niewiastę, nazwijmy ją tak, nie od dzisiaj… pradawną moc w sobie nosi i nie jest tylko taką sobie zimową panną… co to mrozem i lodem świat okrywa. Mawiasz, że śmierć przynosi? A zdarza się, że przynosi… ziemia mrze, jak tylko zaczyna po niej stąpać, na chwilę, na zimę, do wiosny… Oj, usłyszysz wiele jej imion… Mara, Mora Morana, Morena, Maruna… wszystkie skojarzą ci z martwicą… ale nie taka ona zła i straszna… Mówisz, że żoną dla Welesa by dobrą była? No … na wszelkie bogi! To żeś wymyśli! Może mieliby i wspólne interesy, ale ja tam nie wiem, czy byliby dla siebie stworzeni… O, siostrę! Siostrę ci Marzanna ma, ale całkiem do siebie niepodobną. Marzanka po to przychodzi, żeby świat wyciszyć, zmrozić, a potem powoli wodą życiodajną otoczyć… i ustąpić miejsca swej młodszej siostrze… czasem twarz Marzanny mogą zobaczyć ci, co na polu bitwy polegną… przychodzi, opatruje ich i zabiera w zaświaty. Sama śmierci nie niesie… a i na polach uprawnych… tak, na polach tuż przed żniwami możesz ją zobaczyć… jak sierpem odcina nabrzmiałe kłosy żyta, prosa i pszenicy… i śpiewa…
Spojrzyj w dal… na zmrożone pola… widziszże ją? Jam już stary i wzrok mam niezbyt bystry, ale czy to nie przypadkiem ona się przechadza tam pod lasem? Suknia biała jak śnieg, bielusieńka, taka, co ją panienka na swaćbie nosi… stopy bose… włosy jasne jako te kłosy dojrzałej pszenicy… korale z głogu, co się mienią czerwienią… i wianek z ciemiernika… Nic nie widać, powiadasz? A bo się już ćmi, to i mnie, się zda, w oczach mieni… pójdźmy więc się napić czego ciepłego do karczmy… A Marzanka niechże dalej po polach hasa…