Orlina Martinov

Orlina Martinov

O śmierci.

Długo myślałam co napisać, jak napisać, czy w ogóle napisać o niej. O śmierci.
Opowiem Wam, o czymś, o czym wszyscy trochę boimy się rozmawiać. Nasi przodkowie czuli zapewne podobnie… o czymś, co chcemy lub nie, otacza nas. Przychodzi zawsze za wcześnie, często niespodziewanie, rzadko jesteśmy na jej przyjście przygotowani, nigdy nie w porę. Mowa tu o tej, którą od najdawniejszych czasów wyobrażamy sobie jako kostuchę, zimną, upiorną, bladą i trupią. I choć nikt z żywych twarzy jej nie widział, to czyni nas bladymi, gdy tylko dotyka kogoś z naszych bliskich.
Długo myślałam co napisać, jak napisać, czy w ogóle napisać o niej. O śmierci. Dziś otacza nas zewsząd… słyszymy o niej codziennie, widzimy koszmarne żniwo, które zbiera… dzień za dniem… Wczorajszej nocy na niebie królowała jej pełnia – robaczy księżyc. Miejmy nadzieję, że wraz z równonocą bladobiały księżyc uśpi śmierć, zaś przyniesie nowe słońce.
Gdy umiera ktoś nam bardzo bliski… świat nagle staje. Wszystko na ułamki długie minuty zatrzymuje się w bezruchu. Potem trzyma nas już tylko obrządek. Trzeba wstać, zrobić wszystko, aby człowiek ten spoczywał w spokoju. Każda rozmowa sprowadza się do tu i teraz, do praktycznego ogarniania rzeczywistość. Byle trwać, byle przetrwać, byle uśpić ból. On cichnie lecz nie zasypia. Czas płynie. I dławi już tylko bezsilność i niezrozumienie. Taka kolej rzeczy. Los tak chciał. Bogi tak zdecydowały. Słowa próbują okiełznać to, czego rozum, czego serce nie może. Czas mija. Wszystko opada, świat wraca na dawne tory, ale… już nic nie jest takie samo. Siadając wieczorami przychodzi do ciebie myśl, że już tej osoby nie zobaczysz, jakieś szczegóły, co utkwiły w głowie wracają. Wiesz, że człowiek ten jest z tobą, jakoś przy tobie trwa, mimo tego że już go nie ma.
smierc_savitarium_post
We tak wielu językach zwie się jednako… bo polska „śmierć” to kuzynka litewskie „mirtis” czy… W łacinie ten sam rdzeń występuje w „mortem”, w hindi „mrtyu”, w rumuńskim „moarte”, angielskie „mortal”. I tak naprawdę wśród Słowian króluje przedrostek „s-” i w nim cała nadzieja. Praindoeuropejski rdzeń „*sŭ” znaczy tyle, co „dobry”. Prasłowiańskie „*sъmŕ̥tь” mówi więc o „dobrej śmierci”. Czyli jakiej? O śmierci naturalnej… Jeśli kto spośród naszych przodków naturalnej śmierci ze starości doczekał… ten bowiem był iście błogosławionym. I chyba prawdą jest to… Gdyż z taką śmiercią łatwiej nam się pogodzić. Inna wszak jak złowrogi mór… serce na pół rozdziera. I zaglądamy jej wtedy w oczy. Gdy przychodzi po człowieka, to zwykle wtedy, gdy ten się jej spodziewa, gdy go jednak dosięga, wyciągają swe lodowate palce, to jest to zawsze nie tak, nie w porę, bez sensu.
Jej jednej nie da się cofnąć, zmienić, oszukać. Bezradność wobec jej wyroków… to jedyne, co pozostaje. A gdy jej aż tyle wkoło… to w człowieku zamierają i słowa. A wiedząc że za każdą duszą ktoś tak niewiarygodnie tęskni, jak ty za tym bliskim, który odszedł, to jedynym, co w duszy się tli, jest nadzieja… na nowy lepszy dzień… dla siebie i dla świata.

Podziel się

Facebook
Zobacz inne u Wiedunki