O wróżbiarstwie słowiańskim już niegdyś Wam opowiadałam… ale dziś warto wrócić po raz wtóry do tematu… Jesienne święto Świętowita sprzyja przewidywaniu, jaka pogoda nas czeka nadchodzącej zimy… Zimę wywróżyć można niegdyś było z obrzędowego napitku.
Oj, Słowianie często wróżyli… a to pogodę znać chcieli, a to, czy bitwa będzie wygrana, a to, czy córkę za mąż wydają… i dla wielu, wielu jeszcze innych ważnych i błahych powodów przyszłość chcieli przewidzieć…
Wiele podobnych wróżb było popularnych u Słowian i u Bałtów, jak choćby wróżenie ze słomy (słomkowych patyczków), czy wróżenie z ziaren fasoli lub bobu, które należało do bardzo skomplikowanych. Wiele wróżb opierało się na ślepym losie i tym, co kto wylosował lub co dlań wylosowano. Najwięcej wróżb miało charakter przewidujący przyszłe damsko-męskie relacje. Czyż i dziś nie wróżymy sobie podobnie, choć już nieco dla zabawy?
Ze zwierząt także się wróżyło… zarówno tych żywych… jak i tych martwych. Często odpowiedzi szukano we wnętrznościach zwierząt na ofiarę składanych. Podobno z wnętrzności ofiarnej kózki czy owieczki można było odgadnąć płeć swego przyszłego potomka. A i często z kości zwierzęcych wróżono… Ku Świętowitowi zwracano się zwykle przed wojenną potyczką, jako że jego atrybutem był biały koń… to „z konia” wróżono. Którą nogą koń ruszył z kopyta… taki miał być przebieg bitwy… pomyślność przynosiła noga prawa, a porażkę lewa.
Z lanego wosku i z rozżarzonych węglików odczytywano przyczyny choroby i złego samopoczucia, tym samym mogąc odkryć sprawcę ewentualnego uroku, który został na człeka rzucony. A woda z takiej wróżby nie raz ku zdrowiu wypijana była przez pacjenta lub zalecano się nią nacierać, aby złe oko odgonić.
Jednak na Świętowita jesiennego wróżono z… miodu. Napełniano napitkiem specjalny róg obrzędowy i kapłan czytał z napoju, co też nam zima przyniesie… Także… wznieśmy dziś tegoroczny miód i niechże nam ten pszczeli złoty napój stopniem swej słodyczy powie… czy zima ciężką będzie czy jednak łagodną?