Przez czas, który albo gonimy, albo staramy się za nim nadążyć… niewielem ostatnimi czasy tutaj. Nad czym ubolewam. Bo uwielbiam zapisywać dla Was te moje językowe i inne rozważania przy kubku ciepłych ziół, gdy wieczór zapada.
Nasi słowiańscy praprzodkowie doskonale wiedzieli, że czas jest nam damy w określonym porządku, że kręgi zatacza… w jednych sprawach krótsze, w innych długie… dzień, noc, dzień, noc – zupełnie krótka to podróż słońca i księżyca po sklepieniu nieba… rok zatacza swój krąg z roku na rok taki sam… od wiosny do zimy… od wiosny do zimy… krąg życia zaś jeden – od narodzin do śmierci, ni więcej.
I potwierdzają to nazwy czasu, które nadali mu wschodni i południowi bracia Słowianie – „время/vreme/vrijeme”, które najpewniej od czasownika „vrtjeti/вращать” (czyli hm… wiercić? W dokładnym przekładzie „obracać się” po prostu), te zaś od prasłowiańskiego „verti”, które prowadzi do sanskryckiego „vartman” (gdzie koło się obraca).
A czas? Czas z tej samej rodziny wyrazów pochodzi, co czekanie. Czas pojęcie tak niejasne, rozpływające się między palcami, gdy pragniemy je uchwycić. A może czas to trwanie w oczekiwaniu? Ale w oczekiwaniu na co?
Mawiamy często, że zabijamy czas, gdy usilnie staramy się coś robić, aby nie czuć jego upływania, aby się nie nudzić, nie myśleć, nie przeżywać… Idziemy z duchem czasu, kiedy nadążamy za tym, co nowe, gdy zmieniamy się i doganiamy tym samym niejako przyszłość… nosimy w sobie wspomnienia nadszarpnięte zębem czasu, już nie tak wyraźnie, przetrawione, trochę odarte z wyrazistości. Mawiamy, że wszystko jest kwestią czasu, czekając aż coś się zdarzy, zmieni… Robimy coś na czas lub poniewczasie, zupełnie jakbyśmy próbowali wygrać z nim jakieś zawody, bitwę. W końcu wciąż i wciąż walczymy z czasem… Bywa, że jesteśmy gdzieś w odpowiednim czasie lub o czasie…
Trwać w oczekiwaniu to przetrwać próbę czasu nie tracąc życia. I może warto być zawsze o czasie? Wszystko ma swój czas, jak mawiali nasi przodkowie. Koła czasu nie zwalniają ani na chwilę, a każdy ma własne, które się toczy… warto więc czasu nie wyprzedzać, ani nie gonić i nie tracić go. Ale być w odpowiednim czasie, trwać w oczekiwaniu na każdą chwilę i to jej poświęcać uwagę. Myślę, że nasi przodkowie w pełni by się z tym zgodzili. Czas jest nam dany tu i teraz, nie kiedyś gdzieś.
Skoro jesień króluje, wiatry Strzyboga hulają i czuć na plecach lodowy oddech Marzanny… może warto się skupić na tu, teraz, dziś… napić się naparu z goździków i malin, przygotować się na zimę, sprawdzić, jakie zapasy jeszcze uzupełnić, zamyślić się na chwilę nad wspomnieniami o przodkach, pokłonić się im z wdzięcznością. A o poranku wstać, iść w codzienność i dziękować za każdą chwilę bycia w tym, co jest.