Nadar Vlkan

Nadar Vlkan

O tej, co w zbożu się przechadza

...u podnóża Starego Wzgórza, gdzie szumiały brzozy… mieszkała sobie piękna Żytnica, co włosy w kolorze kłosów dojrzałych miała, a oczy bardziej zielone od traw soczystych i usta czerwieniejesz od maków i malin. Wszyscy jeno marzyli, żeby ich żoną została.
Dawno, dawno temu… za lasami, za górami, za pięcioma jeziorami, za siedmioma rzekami… u podnóża Starego Wzgórza, gdzie szumiały brzozy… mieszkała sobie piękna Żytnica, co włosy w kolorze kłosów dojrzałych miała, a oczy bardziej zielone od traw soczystych i usta czerwieniejesz od maków i malin. Wszyscy jeno marzyli, żeby ich żoną została. Ale Żytnica, najpiękniejsza z pięknych, ani myślała, żeby którego wybrać. Wszyscy jacyś jej się zdawali nie dla niej… po cichu liczyła, że jaki syn słowiańskiego boga na czarnym rumaku przybędzie i że sama boginką, co to żyje po kres wieków, zostanie. I czekała, czekała… a wiosny mijały. I choć uroda wciąż Żytnicy najwspanialsza była w całym słowiańskim świecie, to jak męża żadnego nie chciała, tak nie chciała… I prosiła leśne, wodne i wszelkie inne duchy, żeby jej jakiego boga słowiańskiego przywiodły…
Aż słowiańskie bóstwa i rusałki się zebrały, i najstarsza z nich leśna wiła rzecze tak: „A dajmy próżnej dziewusze to, czego pragnie… i męża pięknego, i życie aż po kres czasów…” „Prawisz dobrze! Jeśli pragnie być jedną z nas, niechże będzie…” – odparła Wodnica i zachichotała donośnie. Naradzały się bóstwa przez noc całą i uradziły… co to z tą Żytnicą zrobić.
Podstępem Anpira do niej wysłały. Młodzieńca pięknego o białym jak lilie licu i włosach jakby z płatków czarnego lotosu splecionych, a oczy… miał jak klinga srebrzysta w słońcu lśniąca. Ten od dawna pięknej towarzyszki swego potępieńczego życia szukał… gdyż oddał wszystko, by po kres wieku swym blaskiem mamić słowiańskie niewiasty. A bali się go wszyscy… więc nocą z chałup cór swych nie wypuszczali, gdyż Anpir nocą jeno mógł świat przemierzać i zachwycać swą postacią. Taka cena była dlań wiecznego żywota.
Spotkał więc o zmierzchu pod Starym Wzgórzem piękną Żytnicę. I zakochał się srodze… zapragnął, aby to ona z nim dzieliła wieczność. A i Żytnica w jego oczach całkiem się utopiła. Aby po kres czasu być wieczną i piękną… musiała jeno się zgodzić, aby z niej całe życie Anpir wygonił, co on uczynił chętnie. Umarła więc Żytnica w ramionach młodzieńca, a wskrzesić ją mogły tylko rodzanice. Pochował więc Anpir dziewoję w kwiatach i o pomoc poprosił siostry – rodzanice. Utkały więc siostry płótno z porannej rosy, promieni południa i wieczornej zorzy, i rzekły: „Okryj tym, dziewczę, Anpirze, a będzie tym, czym i Ty jesteś, dopełni Twej osoby, i odbiciem Twym po wieki się stanie.”
Tak uczynił Anpir i pieśń dawną wyśpiewał: „Zorzyczki, siostrzyczki, obudźcie mą wiłę, z poranka, z południa i wieczora dajcie jej do życia siłę! Niechże mym odbiciem dziewoja się stanie! I po kres czasów trwać będzie nasze panowanie!” Księżyc już wschodził, a Żytnica oczy swe otwarła. Zobaczyła Anpira i od razu go ucałowała… w tym momencie wiatr zerwał się okrutny. Jej piękne lico zmieniło się w kostuchy policzki… oczy się zapadły… a włosy jak sznury konopne zawisły na kościstym czole… „Ki czort!” – Anpir krzyknie. A Żytnica już i palców nie ma… jeno kości świecą. Nic z pięknej Żytnicy, nic z niej nie zostało. Patrzy na ręce dziewoja i płakać zaczęła… Wtem wieczorna siostrzyczka nad nimi stanęła: „Chciałaś dziewczę być wieczna… chciałaś być boginią… więc jesteś z nas jedną. Taką… a nie inną. Odbiciem Anpira właśnie się stałaś… Nocą on piękny, a Ty w dzień wspaniała. On w dzień przed słońcem musi się ukrywać, a Ty po polach snuć się będziesz i dzieci porywać. W dzień piękna jak malwa, w nocy zaś szkarada! A spotkać Wam się przyjdzie… tylko na chwilę nim księżyc wzejdzie przed nocą i słońce przed świtem… I tak snuć się będziecie, jak dwie połówki tej samej ozdoby, co to raz zachwycają, raz straszą wszystkie ziemskie ludy… Taki już los tych, co to w swej próżności, chcą być wieczni i piękni, za cenę życia i miłości…”
Z bajań Piastunki - O tej co w zbożu się przechadza - 9.06.2020
I tak po dziś dzień… Anpir jeno nocą się po wsiach i polach przechadza. Na Żytnicę spojrzeć nie chce, gdy ta jako kostucha po nocnym niebie lata… W dzień zaś na jej twarz piękną patrzeć nie jest mu dane, kiedy ona odgarnia żyta i pszenicy łany… I tak o Anpirze legendy chadzają, że z młodych niewiast krew spija dla swojej urody… a o Żytnicy słuch zaginął… jeno słowiańskie ludy dzieci przestrzegają ciągle: „Na Południcę piękną, Ty, dziecię, uważaj, kędy idziesz na pole, długo tam nie chadzaj. A nocą strzeż się, żeby Cię, gdzie w zagrodzie Północnica nie dopadła, co lata na głodzie…”

Podziel się

Facebook
zanurz się w innych pieśniach