Nadar Vlkan

Nadar Vlkan

Bajka o Leśnym Dziadzie

Opowiedział jej o drzewach, ptakach i zwierzętach, co w tych lesach żyją. O tym, że Wikołka to lepiej unikać, ale Biesy się ludzi boją i raczej od nich stronią, chyba, że ktosik je rozgniewa.
Było to dawno temu… a może nie aż tak dawno? W osadzie nieopodal małej wartkiej rzeki mieszkała Milusia, co jasne warkocze miała i nos cały piegami pokryty. Milusia córuchną drwala była, więc często z ojcem, matką i braćmi chadzała w las, by tam pracować i czasem pobawić się w leśnej gęstwinie. Ostrzegała córkę często matka, aby nie odchodziła zbyt daleko, bo w lesie pełno zwierzyny i innych stworów – nie zawsze przyjaznych. A to o Lichu wspomniała, a to Babą Jagą córkę straszyła, a to Wikołkiem czy Biesami, a to znów Dziadem Leśnym. Miluchna żadnego z tych stworzeń nigdy w lesie nie spotkała, więc nie przejmowała się gadaniem poczciwej matki.
Pewnego ciepłego popołudnia, gdy cała rodzina układała drewno na wóz, Miluchna zbierała jagody. A że słodkie były, to nim się obejrzała zapuściła się głęboko w głąb lasu i straciła orientację. W którą stronę powinna iść, aby wrócić na polankę, na której byli jej bliscy? Usiadła dziewuszka i zapłakała… wtem tuż nad jej głową przeleciał dzięcioł, szarpnął delikatnie jeden z jej warkoczy i odfrunął na najbliższe drzewo. Zastukał i znów przeskoczył na kolejne. Dziewczynka pomyślała, że ptak doskonale wie, jak ją z tego lasu wyprowadzić. Dreptała po miękkim mchu między krzewami i drzewami bacznie obserwując dzięcioła. Nagle ptak zniknął. A ona spostrzegła, że stoi na wielkiej polanie pełnej kwiatów. „Jak tu pięknie!” – krzyknęła w myślach i nagle usłyszała czyjeś jęki w zaroślach. Nie zastanawiając się długo, podeszła i rozsunęła krzewy. Spostrzegła, że wśród paproci i konarów leży jakiś człowiek. Dziwny trochę. Stary, kościsty, z długą zieloną brodą, którą porastał mech. I stęka. „Oj, pewnie długo już tu leży biedaczysko, skoro mech go zdążył porosnąć…” – pomyślała. Staruszek zastękał żałośnie.
– Co wam się stało, dziadku? – zapytała spokojnie. Staruch podniósł na nią oczy w kolorze miedzi i zajęczał:
– O, żesz! Dziecko drogie! Jakież to szczęście, co mi cię tu bogi zesłały. Laska mnie się złamała i runął żem przez te korzeniska jak długi. I tak tu leżę, jęczę i żywego ducha nie ma. Chyba kostkę żem skręcił, jak nic. Wstać nie poradzę, bo plecy bolą i nogi już nie te…
– Pomogę wam, dziadku – Miluchna pomogła człekowi wstać, otrzepała go. Znalazła mu nowy mocny kij, żeby się mógł wesprzeć, a z drugiej strony staruszka złapała – Dziadku, ja tylko nie wiem, jak mam wrócić na skraj lasu ku wsi… Znacie wy drogę?
– Ja, dziecko, w tym leśne znam każdą ścieżkę i ścieżynkę. Chodźmy… jeno mię trzymaj, żebym jako do wsi doczłapał…
I tak dziewuszka szła ze staruszkiem przez las. Opowiedział jej o drzewach, ptakach i zwierzętach, co w tych lesach żyją. O tym, że Wikołka to lepiej unikać, ale Biesy się ludzi boją i raczej od nich stronią, chyba, że ktosik je rozgniewa. Nazbierała staruszkowi Milusia trochę jagód po drodze. Wyszli na ścieżkę, z której widać było w oddali polanę i rzeczkę. Nim się obejrzała, byli na skraju lasu.
– Poczekajcie tu, dziadku. Pobiegnę, braci zwołam, pomogą wam dojść do wsi.
Staruszek złapał Milusię za rękę i powiada:
– Nie trzeba, dziecko. Jużeś mi pomogła. Weźmij ten woreczek ode mnie. A jak się znów w lesie zgubisz, to otwórz go, wysyp szczyptę pisaku, który jest w środku… I droga do wsi sama ci się pokaże… – dziad uśmiechnął się swoimi lekko spróchniałymi zębami –A jakby cię kto w lesie kiedy czym niepokoił… zawołaj jedno trzykroć „Dziadku, dziadku!” , a ja ci pomogę… A teraz biegnij, rodzice cię pewnie szukają…
Pchnął dziewczynkę swą kościstą wysuszoną dłonią w kierunku polany. Miluchna mimowolnie zrobiła kilka solidnych kroków. Chciała się obrócić, gdy wtem usłyszała głos matki i zobaczyła, jak ta biegnie w jej stronę.
– Milusia?! Gdzieżeś ty się podziewała? Zlękłam się straszliwie… Szukalimy cię z ojcem wszędzie…
– Mamo, ja tylko dziadka… – dziewczynka odwróciła się ku leśnej ścieżce, chcąc pokazać palcem swego towarzysza leśnej wędrówki, lecz staruszka nigdzie nie było. Czyżby rozpłynął się w powietrzu? Miluchna uśmiechnęła się po nosem… „A więc to tak wyglądasz Leśny Dziadzie?”

Podziel się

Facebook
zanurz się w innych pieśniach